piątek, 8 listopada 2013

The roof is on fire

Obowiązkowy soundtrack do wpisu: http://www.youtube.com/watch?v=ChmUC0OysoU

Wczoraj w skrzynce pocztowej znalazłam powiadomienie o próbnym alarmie przeciwpożarowym w naszym akademiku. Pierwsza myśl - muszę zabrać aparat.

Jedna z podstawowych prawd na temat Japonii brzmi: jeśli coś jest robione oficjalnie, wymaga obecności co najmniej trzech mężczyzn w garniturach. Mężczyzni w garniturach nie muszą pełnić żadnej innej funkcji poza uoficjalnieniem wydarzenia. Na przykład poczas naszego oficjalnego próbnego alarmu nie pełnili.




Druga podstawowa prawda o Japonii: Japończycy nie potrafią mówić po angielsku. Kropka. Nawet ci, którym się wydaje, że potrafią i ci, którzy z racji pełnionej funkcji powinni - też nie potrafią. Dzisiejsze szkolenie, ze względu na obecność ryugakuseiów, było tłumaczony na angielski. Że pani tłumacz mówi po angielsku zorientowaliśmy się w połowie szkolenia, a i to z trudem. 



Siedzenie na wilgotnej trawie i słuchanie niezrozumiałych wyjaśnień po japońsku i jeszcze mniej zrozumiałych wyjaśnień po angielsku było dość nudne, więc rzuciliśmy się ochoczo na możliwość wzięcia udziału w szkoleniu w zakresie obsługi gaśnicy. Szkoda, że była "załadowana" tylko wodą, ale i tak dobrze się bawiłam. Mieliśmy nawet cele do przewracania!





Zabawa zabawą, ale przy okazji zyskałam jeszcze expa! Konkuretnej u tego pana na zdjęciu powyżej i poniżej, Huntera, mojego nowego MG. Zarzekałam się przed wyjazdem, że nie będę grać po angielsku. Cóż, po miesiącu zmieniam zdanie. Jednak będę :P Póki co planowana drużyna składa się z Huntera, Griffina, Patricka (wszyscy trzej z Ameryki), Gabrieli (Brazylia) i mnie. Gramy co prawda w DD, ale jak się jest po niewłaściwej stronie świata to się bierze RPGi jak leci i nie wybrzydza. Jestem bardzo ciekawa na ile jestem w stanie grać po angielsku. Co prawda od jakiegoś czasu jest tym bezpiecznym, zrozumiałym, swojskim językiem, ale mimo wszystko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz