czwartek, 2 stycznia 2014

Barbarzyńcy w natarciu i najlepsza herbata w Japonii

Runda czwarta.
Dobra nasza, pomyślałam, wchodząc na świetlicę. Nikogo nie ma, można pograć. Niestety, w kanciapie chowała się dyżurująca w zastępstwie pana Ziutka japońska studentka.
- Przepraszam - zdeterminowana mina nie zapowiadała niczego dobrego - wiem, że ostatnio powiedziano ci, że możesz tutaj ćwiczyć. Ale niestety nie możesz. To pianino jest dla...
Początek rozmowy przebiegł według scenariusza. Gorzej, że w dalszej części pojawiły się nowe - niepokojące - informacje. Otóż problem w tym, że podobno po mojej pierwszej szarży jakiś inny gaijin (przypuszczanie dziewczyna z Korei) też próbował pograć. Też. Próbował. Pograć. Ton, jakim zostały wypowiedziane te słowa sprawił, że nagle wszystko stało się bardziej zrozumiałe. To już nie jest kwestia tego, czy mogę czy nie mogę poćwiczyć na pianinie. To Kraj Wschodzącego Słońca po raz kolejny opiera się barbarzyńskiemu najeźdzcy. Jeśli pozwolą mi wtargnąć na ich teren stworzą precedens, reszta gaijinów szturmem weźmie świetlicę i Japonia upadnie.
Po długiej dyskusji stanęło na tym, że muszę osobiście pomówić z kimś z zarządu akademika - tego dla japońskich studentów, rzecz jasna - i dogadać się, czy mogę używać pianina. A ponieważ studentce nie udało się tym razem do nikogo z zarządu dodzwonić i po dziesięciu minutach prób wciąż stałam obok, patrząc wyczekująco i uśmiechając się, w końcu dziewczyna skapitulowała i zgodziła się, żebym w ramach wyjątku (z pięć razy zostało podkreślone, że w ramach wyjątku) poćwiczyła jeszcze raz.
Jest też zaskakująco pozytywny akcent na koniec - dogadałyśmy się najpierw, że mogę grać tylko pół godziny, ale kiedy już się zbierałam, Japonka podeszła i zaproponowała, że w ramach wyjątku mogę pograć sobie jeszcze. Zastanawiam się co jest bardziej nieprawdopodobne - że podobało się jej słuchanie, jak próbuję na powrót wytresować palce po dwunastu latach przerwy czy że zaczynają się powoli przyzwyczajać do elementu gaijińskiego w swoim sanktuarium...


A na koniec autorski przepis na herbatę na długie, zimowe (dobra, powiedzmy że w przełożeniu na Polskę takie bardziej późnojesienne) wieczory.

Składniki:
* torebka herbaty smakowej
* miód akacjowy
* cytryna

Narzędzia:
* garnek po przypalonej dyni
* duży kubek
* łyżka

Sposób przygotowania:
Gotujesz dynię według przepisu podanego kilka postów wcześniej. Odczuwasz potrzebę wypicia gorącej herbaty podczas rozmowy na skypie. Orientujesz się, że dno twojego jedynego garnka jest wciąż pokryte resztkami przypalonej dyni. Spłukujesz resztki i wstawiasz wodę. Szukasz herbaty smakowej, która ma szansę pasować do dyni. Zalewasz pachnącym dynią wrzątkiem torebkę herbaty, dodajesz łyżkę miodu i dużą ilość cytryny.

Herbata truskawkowo-karmelowo-miodowo-dyniowa - bardzo polecam! Najlepsza smakowa herbata jaką piłam w Japonii :D

4 komentarze:

  1. Hej, czemu nie wrzuciłaś przepisu na herbatkę do konkursu na napój zimowy?? ;)
    Co do pianina, tak się zastanawiam... Czy nie dałoby się zagrać tą samą kartą. Bo najwyraźniej jest oczywistą oczywistością, że TYLKO Japończycy mogą korzystać z pianina, gdyż reszta barbarzyńskiego świata nie jest w stanie docenić prawdziwej muzyki. Potrafią to tylko Japończycy...
    I rzecz jasna Polacy.
    Rodacy największego pianisty wszechczasów ;)
    Gdyby tak skombinować skądś płytę albo książkę czy nuty z wyraźną okładką z Chopinem. Postarać się, żeby ta okładka znajdywała się zawsze na odpowiednio widocznym z japońskiej strony miejscu, na odpowiedniej wysokości w rozmowie etc... Przy okazji od niechcenia oczywiście dodać, że ćwiczysz na konkurs chopinowski, taki mały, lokalny (duży mogą za bardzo kumać), ale byle kto tam nie wystąpi. A w ogóle to ten konkurs jest w Żelazowej Woli, gdzie często bywasz, bo mieszka tam cioteczna siostra szwagra twojej prababci. I tak właściwie to lekko roztrojone macie to pianino, my w Polsce mamy lepsze, no ale można wam wybaczyć, bo NIE jesteście RODAKAMI największego pianisty świata... ;)
    Jak szowinizm to szowinizm :D
    Ciekawe, czy to miałoby szanse podziałać ;)
    Pewien podróżnik, który pisze jedwabiste książki, ale którego w całości to nie ogarniam, twierdzi, że w takich sytacjach najlepszy jest Tupet-Jak-Taran ;)

    Indi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrz, nie pomyślałam, żeby wrzucić przepis :D A byłby idealny!
      Mówisz, żeby zaatakować Chopinem? Mam jeszcze ze dwie płyty, z tych, które zabrałam z Polski na prezenty. Może mi się zawieruszy do plecaka jak się bedę na Rozmowę z Zarządek wybierać czy cuś? ;)

      Usuń
  2. Atak Chopinem zdecydowanie musisz wypróbować :) na razie bez Chopina dotarłaś tak daleko, ale oni niestety się łatwo nie poddają, nawet mimo wielu przegranych bitew (co pokazuje niby historia, ale namacalnie - Twój przypadek z pianinem ;) )

    OdpowiedzUsuń