niedziela, 12 stycznia 2014

Dlaczego robią V"?

Nie da się przeoczyć faktu, że Japończyków na wszystkich zdjęciach coś łączy i nie są to tylko skośne oczy. Japończycy robią na zdjęciach "V". Kilka osób, a zwłaszcza Hodo ("Cześć, Hoodooo!") męczy mnie o wyjaśnienie tego fenomenu. Problem w tym, że to wcale nie jest taka prosta sprawa...


Odpowiedzi na pytanie o genezę tego znaku można znaleźć w internecie masę. A to, że przejęli ten gest od okupujących Japonię wojsk amerykańskich, a to, że przejęli go od zagranicznych kibiców po olimpiadzie w Sapporo w 1972 roku, a to, że wszystko zaczęło się od plakatu filmowego z takim gestem albo od japońskich hipisów. Niektórzy twierdzą, że chodzi o skojarzenie słowa oznaczającego uśmiech にこにこ nikoniko ze słowem に ni, czyli dwa. Słyszałam też teorię, że kiedy zapozuje się z dłonią tuż przy twarzy, to przez kontrast twarz wydaje się mniejsza - a drobna twarzyczka jest tutaj bardzo w modzie i dziewczyny robią co mogą, żeby tak wyglądać (swoja drogą to jeden z najdziwniejszych komplementów, jakie zdarza mi się tutaj usłyszeć: "o rany, jaką ty masz małą twarz!"). 
Problem w tym, że nie ma sposobu na ustalenie, skąd tak naprawdę wziął się ten pomysł - Japończycy sami nie wiedzą. Zapytałam bezpośrednio kilku japońskich znajomych, jakie znaczenie ma znak "V". Zazwyczaj odpowiedź brzmiała: "nie ma żadnego znaczenia, to po prostu taki zwyczaj". Niektórzy odpowiadali, że to znaczy "dobrze się bawię".


Twarz Gabi (po lewej) nie bardzo potwierdza teorię o znaczniu "dobrze się bawię"
Japończycy zaczynają zastanawiać się nad "V" i zdjęciami dopiero, kiedy zostaną o to zapytani i raczej spekulują, niż udzielają wyjaśnień. Zdarza się, że takie spekulacje prowadzą do ciekawych wniosków. Masafumi Noda, mój znajomy z siłowni, twierdzi, że chodzi o poczucie, że zdjęcie jest sposobem na uwiecznienie swojej osoby. Argumentuje, że w epoce Edo, kiedy powstawały pierwsze japońskie fotografie, widać na nich głównie arystokratów czy samurajów, w pozach mających podkreślać bogactwo lub męskość - starających się wyglądać tak, jak chcieli zostać zapamiętani. 


Oczywiście dokładnie tak samo wyglądały pierwsze fotografie na zachodzie - ale najwyraźniej według Nody w japońskim społeczeństwie przywiązanie do fotografii jako sposobu na uwiecznienie "siebie" dla potomności jest silniejsze niż w innych społeczeństwach. Twierdzi, że obcokrajowcy znacznie częściej utrwalają na fotografiach na przykład krajobrazy, podczas gdy Japończycy skupiają się na osobach. Co prawda odbiegamy tu już zupełnie od tematu "V", niemniej spostrzeżenie jest ciekawe i warte przemyślenia. Zgadza się z moim odczuciem, że Japończycy zazwyczaj traktują zdjęcia jako swoisty "dowód" - byłem w miejscu X z ludzmi Y i robiliśmy Z. Jasne, w Polsce też to robimy, chodzi tylko o różnicę w skali - no i o to, że jak raz od początku mojego pobytu nie widziałam chyba żadnego Japończyka (poza naszą sensei na wycieczce), robiącego zdjęcia za pomocą czegoś innego niż smartfon. Bo nie chodzi o dobre technicznie zdjęcie - tylko o uwiecznienie tego co i z kim się robiło. O dowód.

Wychodzi na to, że poza z "V" jest nowoczesnym odpowiednikiem stania sztywno przed aparatem fotograficznym naszych prapradziadków - i wizualnym odpowiednikiem "cheese". Robiąc "V" Japończycy dają znak - okej, widzę, że robisz mi zdjęcie, jestem gotowy. Więc jak tylko zauważą kątem oka aparat - odwracają się do niego i pozują. Zrobienie "niepozowanego" zdjęcia w Japonii to bardzo trudny quest (dużo dośwa).

Prawie zdążyłam...

"Ojej, ludzie przede mną pozują, znaczy z tyłu jest aparat - trzeba się odwrócić i zrobić "V"!"
Jest to tak mocno zakorzeniony odruch, że przypuszczalnie najlepszym sposobem samoobrony w Japonii jest stałe noszenie przy sobie aparatu fotograficznego. Kiedy ktoś próbuje cię zaatakować kierujesz w jego strone aparat, a kiedy rozluźni pięści albo puści nóż czy co tam trzymał, żeby zrobić "V" kopiesz między nogi i w długą. Gdybym miała żyłkę do interesów założyłabym w Kumamoto szkołę samoobrony dla kobiet i zarobiła fortunę...


Ale nawet jeśli ustalimy (albo wyda nam się, że ustalimy) SKĄD się taki znak wziął, a nawet PO CO się go robi, nie odpowiada to na pytanie DLACZEGO. Dlaczego tak naprawdę Japończycy robią na zdjęciach "V"??

Zacznę trochę od zadka strony. Co piątek mamy zajęcia, podczas których gaijini z różnych krajów dyskutują z japońskimi studentami na temat różnic kulturowych. Prowadzi je Masden-sensei, Japonka, która wyszła za Amerykanina, więc temat różnic kulturowych i wynikających z nich nieporozumień zna od podszewki. Mieliśmy jakiś czas temu dyskusję o "presji społecznej". Prosta scenka - grupa przyjaciół idzie razem do knajpy i zamawiają obiad. Pięć osob zamówiło danie X. Szósta osoba ma ochotę na danie Y. Dla wszystkich obecnych Japończyków (i większości Azjatów) było zupełnie oczywiste, że szósta osoba zamówi danie X, niezależnie od tego, że ma ochotę na danie Y. Według Japończyków to sytuacja, w której bardzo trudno sprzeciwić się reszcie grupy - mimo że nikt nie wywiera żadnego bezpośredniego nacisku. Nikt nie mówi "zamów to samo, co my". Presja mimo to istnieje i jest najwyraźniej przytłaczająco silna - chodzi o poczucie przynależności. Strach przed wykluczeniem z grupy jest w społeczeństwie japońskim niesamowicie silny - dlaczego więc ktoś miałby samodzielnie decydować się na zamanifestowanie swojej odrębności, skoro tym, czego tak naprawdę chce, jest jak największe zespolenie z grupą?

Tak samo jest ze zdjęciami. Japończycy nie robią "V" z żadnego z podanych powyżej powodów. Nie przez hipisów, amerykańską olimpiadę, sportowców czy cokolwiek innego. Odpowiedź jest znacznie prostsza. Robią "V" ponieważ inni też robią "V". Ponieważ chcą, lubią lub potrzebują czuć się częścią grupy. A ważnym elementem poczucia przynależności jest robienie tego samego co inni. To najbardziej wyczerpująca odpowiedź, którą dostałam - Japończycy czują się bezpiecznie, kiedy robią to samo co reszta, WIĘC robią to samo co reszta.


W japońskiej kulturze podstawowym elementem społeczeństwa nie jest jednostka, a grupa. Wszystko rozpatruje się z punktu widzenia grupy. Taki sposób myślenia kształtował się wiekami, od ścisłej współpracy, koniecznej przy uprawie ryżu, przez rozwarstwienie społeczne, odrębność klasową, aż po okrutnie egzekwowaną odpowiedzialność zbiorową itd. Słowo 個人 kojin, oznaczające jednostkę w zachodnim rozumieniu tego słowa, zostało sztucznie wprowadzone do języka japońskiego dopiero w okresie Meiji, właśnie jako tłumaczenie angielskiego słowa individual. Zresztą pojawiło się wtedy wiele nowych słów, koniecznych do przetłumaczenie zachodnich koncepcji filozoficznych, których brakowało w języku japońskim - jak chociażby 愛 ai miłość.

Wracając do bliższych przykładów - japońskie przywiązanie do grupy widać na każdym kroku. Dzisiaj rozmawiałam z Gabi, koleżanką z Brazylii, która chciałaby się wybrać na koncert swojego ulubionego japońskiego zespołu. W tym celu musi wstąpić do fanklubu - poprosić o przyjęcie, wpłacić opłatę członkowska etc. - bo w trakcie tegorocznej trasy koncertowej bilety mogą kupić TYLKO członkowie fanclubu. To bardzo popularne rozwiązanie w Japonii. Nawet jeśli bilety nie są dostępne tylko dla członków fanklubu zazwyczaj mają oni pierwszeństwo i możliwość przedpremierowego zakupu biletów - przy czym często zdarza się, że bilety są wyprzedane zanim jeszcze będą dostępne w sprzedaży ogólnej. Proste założenie - skoro lubisz ten zespół, to powinieneś należeć do grupy ludzi, którzy lubią ten zespół. Nie możesz lubić zespołu tak sobie, prywatnie. Znaczy możesz - ale wtedy najwyraźniej lubisz go mniej, niewystarczająco, żeby załapać się na koncert...

Podsumowując - Japończycy robią "V", bo inni Japończycy robią "V". I tyle.

9 komentarzy:

  1. W chińskim występuje słowo miłość, też ai. Czy w Chinach też musiano je 'dorobić' do języka, bo wcześniej go nie było?

    OdpowiedzUsuń
  2. faktycznie ciekawa notka. też się zastanawiałam co oni mają z tym V...

    OdpowiedzUsuń
  3. Osobiście nie wnikałem za głęboko dlaczego oni pokazują to V. Zapytałem się paru ludzi, nikt nie udzielił mi sensownej odpowiedzi, więc dałem spokój. Ale po pewnym czasie sam zacząłem to pokazywać. Po prostu uznałem, że to fajne i tyle. :D Do tej pory w Polsce zdarza mi się pokazać V (po czym zdaję sobie sprawę, że dziwnie wyglądam i chowam ręce za plecami ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Może zaciekawi. Polska i Japonia toczyły kiedyś bardzo długą wojnę. Informacja o tym znalazła się w Dzienniku Ustaw RP z 20 grudnia 1941 r.: „Na podstawie art. 12, lit. f ustawy konstytucyjnej stanowię na wniosek Rady Ministrów, że Rzeczpospolita Polska znajduje się począwszy od dnia 11 grudnia 1941 r., w stanie wojny z Imperium Japońskim”.

    Z formalnego punktu widzenia wojna polsko-japońska trwała wyjątkowo długo, bo aż do 1957 roku. Była to prawdopodobnie najdłuższa wojna, podczas której nie doszło do ani jednego starcia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałabym nie zgubić twojego bloga. Dodaj proszę opcje obserwowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypuszczam, że dodałam - w pasku po prawej. Sprawdź czy działa :D

      Usuń
    2. Super, dzięki. Świetny blog - czytam właśnie :) .Bardzo lubię Japonię - byłam tam tylko 2 tygodnie ale sporo zobaczyłam. Tak Japończycy są specyficzni :) mnie kiedyś napadały grupki przedszkolaków do zdjęć ( zostałam Pokemonem ) widząc ich czapeczki czmychałam jak najdalej ;P I szukanie BOOK - OFF po 22 w Tokyo też było zabawne :) P.S Może zrezygnowałabyś z weryfikacji obrazkowej przy komentarzach ?

      Usuń
  6. Bardzo fajny wpis. Dziękuję, miło się czytało ;)

    OdpowiedzUsuń