piątek, 27 grudnia 2013

Imprezowanie po japońsku - przewodnik dla początkujących

Więc jesteś studentem z zagranicy i wybierasz się na japońską imprezę? Świetnie! Mam dla Ciebie kilka informacji, uwierz mi, na pewno Ci się przydadzą.

Po pierwsze - nie wybierasz się na japońską imprezę. Wybierasz się na japońsko-gaijińską imprezę mieszaną. I nie miej złudzeń. Na imprezę czysto japońską nigdy nie trafisz, z tej prostej przyczyny, że każda impreza japońska, na której pojawi się gaijin zamienia się z definicji w imprezę mieszaną.

Czym charakteryzuje się impreza mieszana? Kolekcjonowaniem pokemonów. Modus operandi jest bardzo prosty. Podchodzi Japończyk lub Japonka i zaczyna kurtuazyjną pogawędkę. Tutaj poznajemy pierwsze ważne słówko - 自己紹介 jikoshōkai czyli "przedstawianie się". Ale nie takie po prostu - japońskie. W Japonii jikoshōkai to absolutna konieczność. Za każdym razem, kiedy spotykasz nową osobę musisz przejść przez ten sam rytuał zapoznawania się, czyli wymiany informacji niezbędnych pod względem językowym i kulturowym. 
Wzgląd językowy - japoński ma to do siebie, że używanie bezpośrednio zaimków jest niegrzeczne, tak więc do nowopoznanej osoby nie możemy zwrócić się po prostu per "ty". Nie ma też odpowiednika naszego Pan/Pani innego, niż sufix (najczęściej -san) dodany do imienia - a żeby coś dodać do imienia trzeba to imię znać. No i ponieważ język japoński, zwłaszcza w rozmowie, jest bardzo wieloznaczny całkowite opuszczenie podmiotu prowadzi do nieporozumień i brzmi nienaturalnie. Tak więc z czysto językowych względów imię rozmówcy jest nam niezbędne do kontynuowania rozmowy.
Względy kulturowe - zapoznawanie się służy ustaleniu miejsca w hierarchii. I to nie jest żart. Istotne informacje to głównie wiek i rok studiów (w przypadku studentów hierarchia jest prosta, przypuszczam, że sprawy się znacząco komplikują wśród tak zwanych shakaijinów czyli dorosłych-pracujących). Żeby w ogóle móc z nowopoznaną osobą rozmawiać musimy ustalić czy jest naszym sempaiem, "starszym kolegą", czy kohaiem, "młodszym kolegą". Od tego zależy jak bardzo ugrzecznionego języka będziemy używać i na ile swobody możemy sobie pozwolić w rozmowie.

A, no tak. Zapomniałam. Jesteś gaijinem tak jak ja. W takim razie nie przejmuj się. I tak nikt nie spodziewa się, że poprawnie zlokalizujesz swoje miejsce w hierarchii. Co więcej - nikt do końca nie wie, gdzie to miejsce jest. To jak ze mną - niby sempai, ale jednak gaijin. Ni pies ni wydra, po prostu. 

Wracając - jikoshōkai nikogo nie ominie. Po pierwszych tygodniach w Japonii potrafisz wyrecytować swój jikoshōkai wybudzony z głębokiego snu o czwartej nad ranem. Uczysz się go na zajęciach i powtarzasz przy każdej nowa spotkanej osobie. Często zarządzany jest grupowy jikoshōkai, podczas którego wszyscy grzecznie stają w kółeczku i po kolei mówią te kilka kluczowych informacji o sobie - jak masz na imię, skąd jesteś, jak długo w Japonii, który uniwerek, który wydział, który rok i jakie jest twoje ulubione japońskie jedzenie, bo Japończycy mają dziwną fiksację na tym punkcie i jest im ta informacja niezbędna. Więc na imprezie też, za każdym razem przy każdej nowej osobie powtarzasz ten sam schemat i odpowiadasz na powyższe pytania. Potem twój nowy japoński znajomy bądź znajoma przechodzi do konkretów - "czy masz facebooka?". Czasami pytają o "line", japoński odpowiednik fb, ale gaijini nierozgarnięci, zazwyczaj nie mają, więc jednak fb bezpieczniejszy. Po odpowiedzi twierdzącej rozmówca podsuwa ci pod nos telefon z włączoną angielską klawiaturą, wpisujesz swoje dane i wyszukujesz profil. Jak już zostaniecie "przyjaciółmi" pozostaje tylko wspólnie zapozować do zdjęcia, zrobionego, a jakże, tym samym telefonem. Wiedzieliście, że japońskie telefony z zasady mają kamerkę z tej samej strony co ekran, żeby było łatwiej robić słit focie? Nowy pokemon uwieczniony, więc na tym rozmowa się kończy, Japończyk żegna się i wyrusza na poszukiwanie nowego trofeum.


Jarający gaijin płci żeńskiej - rzadki okaz, +10 do fejma
To nie jest żart. Naprawdę tak to wygląda. Przedwczoraj byłam na imprezie bożonarodzeniowej i większość rozmów z nowo poznanymi ludźmi przebiegła właśnie tak. Te rozmowy, które wyglądałyinaczej - to tych kilku poznanych gaijinów. Po imprezie facebook roił się od triumfalnych wpisów typu: "the 1st christmas party's over and ive got new friends a lot!!!" Konsultowałam z resztą gaijinów - wszyscy mają takie same odczucia. Poważnie zastanawiamy się, czy Japończycy nie prowadzą utajnionego rankingu kolekcjonerów. Jestem prawie przekonana, że tak. Ale jesteśmy "ludźmi spoza", więc nigdy się nie dowiemy...

Na potwierdzenie mojej teorii spiskowej zdjęcia dodane przez Genkiego, jednego z moich japońskich znajomych (i personalnego faworyta, jeśli chodzi o domniemany ranking). Wszystkie zdjęcia pochodzą z tej samej imprezy.



I think you've got the point...
Ale wróćmy do tematu. Jikoshōkai to bynajmniej nie jedyne przydatne słówko. Słowem, bez którego nie można się obyć w temacie japońskich imprez jest bardzo charakterystyczny dla Japonii 飲み放題 nomihōdai czyli all you can drink. I to rzeczywiście all you can, bez ściemy. Jeśli impreza trwa trzy godziny to przez trzy godziny możesz zamawiać w dowolnej ilości wszystkie drinki z karty - od japońskich alkoholi typu sake czy umeshu (moje ulubione wino śliwkowe), przez rozmaite kolorowe drinki, aż po czystą whiskey czy wódkę. Więc jeśli przychodzisz na japońską imprezę z zamiarem najebania się - najebiesz się na pewno. W końcu już zapłaciłeś z góry, alkohol się nie kończy, a trzy godziny to naprawdę bardzo długo. Kolejek przy barze też w sumie zbyt dużych nie ma - w końcu odpada czasochłonne szukanie drobnych i wydawanie reszty. A jak jeszcze po knajpie krążą urocze bożonarodzeniowe Japonki roznoszące shoty... nie wiem ja wy, ale mi osobiście ciężko to przetrwać na trzeźwo.



W większości knajp można zamówić nomihōdai, często są też organizowane większe imprezy (takie na kilkadziesiąt osób), na które trzeba się wcześniej zapisać i zapłacić za wejście. Wtedy cena wejściówki już zawiera w sobie nomihōdai i jest to bardzo ekonomiczne rozwiązanie. Przykładowo, impreza bożonarodzeniowa z zeszłego tygodnia z nomihōdai i poczęstunkiem kosztowała mnie 2000 yenów czyli według aktualnego kursu jakieś 58 zł. Impreza trwała standardowo trzy godziny, a wybór na karcie był bardzo szeroki, więc plan na wieczór okazał się bardzo prosty w realizacji. Swoją drogą - inna cena obowiązywała gaijinów a inna Japończyków. My płaciliśmy mniej. Przypadek? Nie sądzę :D Ciekawi mnie tylko jaka jest nagroda za pierwsze miejsce w rankingu.

17 komentarzy:

  1. Co do pokemonów to wątpliwości nie ma, ale jest też inne zastosowanie fotek: skoro trzeba pamiętać imiona, bardzo pomaga widzieć twarz na zdjęciu i mieć możliwość zobaczyć jeszcze raz romaaji (bo proste w zapamiętaniu obce imiona nie są). Senseie też tak przecież robią - tu się wpisać, a tu zdjęcie grupowe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Taka imprezka tylko w Japonii..

    OdpowiedzUsuń
  3. stary nie da się tego czytać na takim tle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... może coś nie tak z ustawieniami przeglądarki? U mnie tło jest ciemne a tekst biały, więc czyta się całkiem przyjemnie :)

      Usuń
    2. Niestety tlo strony to jakies brudne liscie a tlo tekstu jest niczym przyciemniona szyba za ktora jest wspomniana wczesniej natura. Po pierwszym akapicie ma sie zawroty glowy. Najczesciej prosty design sprawdza sie najlepiej.

      Usuń
    3. Oj, liściom teraz jest przykro. To bardzo czyste liście, świeżo po kąpieli w deszczu :D

      Usuń
    4. Dołączam się do apelu! Zmień proszę tło - bardzo męczy oczy - bardzo....

      Usuń
  4. Przedstawię mój alternatywny punkt widzenia. Z góry tylko zastrzegę, że z Japonii wyjechałem jakies 3.5 roku temu, więc od "moich" czasów mogło się co nieco zmienić.

    1. Jak najbardziej da się trafić na japońską imprezę, gdzie jikoshoukai nie obowiązuje. Po prostu do tej pory brałaś udział w nazwijmy to "oficjalnych" imprezach, tzn ktoś to zorganizował i organizatorzy zazwyczaj wymagają od studentów przedstawienia się. Ale jak pójdziesz z japońskimi znajomymi na zwykłą popijawę, to nikt się nie będzie bawił w konwenanse. Aczkolwiek zgodzę się, że w pewnych sytuacjach bez jikoshoukai się nie obejdzie. Też go musiałem wałkować i też jestem w stanie wyrecytować pełną formułkę w środku nocy.
    2. LINE to nie odpowiednik facebooka tylko taki komunikator. Bliżej mu do Skype. Jak się do niego przyzwyczaić okazuje się bardzo praktycznym narzędziem. Jako ciekawostkę dodam, że w czasie kiedy ja przebywałem w Japonii smartfony nie były jeszcze tak popularne i wtedy podawało się po prostu maila. Albo wymieniało się numerami telefonów przez bluetooth (to niezły bajer był).
    3. Umeshu to nie wino śliwkowe tylko nalewka na morelach (wiem że wszyscy tłumaczą ume jako śliwka, ale bliżej temu do moreli).
    4. To że gaijini płacili mniej na imprezie to norma. Na wielu imprezach dla ryuugakusei tak jest. Również zapłacisz mniej gdy wyjdziesz gdzieś ze swoimi nauczycielami (Japończycy mają dobry zwyczaj - dobrze zarabiający wykładowca płaci za imprezę więcej niż biedny student).

    Moje 2 lata w Japonii to był najlepszy okres w moim życiu. Sporo życia się nauczyłem i poznałem fantastycznych ludzi. Zazdroszczę Ci, że możesz tam być. Baw się dobrze i powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow. Dzięki za taki konstruktywny komentarz :D

      Ad. 1. Nie no, jasne, trochę jednak przesadzam w tekście, ale sam przyznasz - większość imprez z NOWYMI Japończykami tak właśnie wygląda, pewnie też dlatego, że oni sami czują się nieswojo w towarzystwie kogoś, z kim można się potencjalnie nie dogadać. Więc jikoshokai, zdjątko i uciekamyyy.
      Ad. 2. Ja sobie nie założyłam, więc nie wiem jak dokładnie to działa. Jest odpowiednikiem fb w tym sensie, że moim japońscy znajomi "siedzą" cały czas na LINE tak jak moi polscy znajomi, ze mną łącznie, "siedzą" bez przerwy na fejsie :D I tak jak u nas służy też do dogadywania terminów, umawiania się na imprezę itp.
      Ad. 3. Masz rację, tak by było poprawniej. Ale jakoś w Polsce przyjęło się na to mówić wino śliwkowe (jak chcesz np. kupić w Kuchniach Świata Choyę, to najłatwiej właśnie o wino śliwkowe zapytać). Chociaż może powinnam się przestawić na Twoją - poprawną - wersję...
      Ad. 4. Dla mnie to było dziwne i szczerze mówiąc trochę takie... odpychające? Jakbyśmy tam za atrakcję przyciągającą innych klientów robili. Zresztą, zapewne tak właśnie to działa.

      Pozdrawiam z nadzieją, że jeszcze się tu kiedyś pojawisz! :D

      Usuń
  5. hej,
    jako urodzony pesymista, polecam kilka wpisow co do tego jak tu "fajnie" nas traktuja, i jacy oni "przyjacielscy":
    http://www.debito.org/?p=9289
    http://www.debito.org/?p=10168

    tl;dr: Wiekszosc mlodych Japonczykow jest obludna, w najlepszym razie traktuja inaczej przyjazn niz ludzie zza granicy (niekoniecznie z Zachodu). Ponadto, traktuja nas jak dziwadla, nie ludzi. Uciekaj stad LOL

    Tak na powaznie, to krotkoterminowo tu jest fajnie, ale potem sie to na mozg rzuca.
    Az czlowiek przez jakis czas mysli, ze chyba oszalal, ze jak to mozliwe...
    ale potem sie okazuje, ze istnieja inni obcokrajowcy ktorym tez sie tak wydawalo, i wychodzi na to, ze z toba wszystko wszystko w porzadku, ale ten kraj.... nie do zycia z racji ludzi

    Mowie to na podstawie wlasnych doswiadczen, rozmow IRL z innymi jak i powyzszych artykulow (w tym komentarzy!!). Naprawde polecam ten blog jesli interesuje cie wspoleczesne japonskie spoleczenstwo, szczegolnie relacje Japonczykow z obcokrajowcami/imigrantami.

    pozdrowienia spod Osaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ja się z tym ja najbardziej zgadzam. Moim zdaniem interakcje z Japończykami w moim wieku są najtrudniejszym aspektem mieszkania w Japonii. Po czterech miesiącach nie jestem w stanie powiedzieć, że się z jakimkolwiek Japończykiem/Japonką zaprzyjaźniłam - a nawet, że się zbliżyłam emocnonalnie. Jakoś się zupełnie rozmijamy... Czy to bariera komunikacyjna? Obłuda? Inne traktowanie przyjaźni? Jeszcze nie wiem, ale może do września uda mi się odpowiedzieć sobie jakoś na to pytanie.
      Dzięki za polecenie bloga, chętnie poczytam!

      Btw. W tej Osace to tak na stałe? Stypendium? Praca? :)

      Usuń
    2. Na teksty pana Debito raczej bym uważał. On wyszukuje nieprzyjemne sytuacje i opisuje je jako regułę. Tymczasem to są rzeczy które dzieją się sporadycznie i mogłyby się wydarzyć w każdym kraju. Osobiście nigdy nie spotkałem się z najmniejszym przejawem dyskryminacji ze względu na pochodzenie. Wręcz przeciwnie, ludzie starali mi się pomóc kiedy tylko mogli. Z drugiej strony ja mieszkałem na Hokkaido, które podobno jest bardziej przyjazne gaijinom niż Honshu.

      Co do obłudy japończyków: ona jest trochę wpisana w ich kulturę i nie tylko gaijini padają jej ofiarą. Japończycy nie są w stanie powiedzieć komuś czegoś negatywnego. To nawet nie chodzi o to, że jest to naganne w ich kulturze. Oni odczuwają ogromny dyskomfort jeżeli muszą powiedzieć coś komuś prosto z mostu.

      To że z nikim się nie zaprzyjaźniłaś to w miarę normalne. ;) Ale to nie jest kwestia obłudy czy problemów komunikacyjnych. Winne są różnice kulturowe, tak jak to napisałaś - inne traktowanie przyjaźni. Nie będę się wdawał w szczegóły bo sam tak naprawdę nie do końca to pojmuję. Kiedy mieszkałem w Japonii wydawało mi się, że czegoś się o o Japończykach nauczyłem. Krótko przed wyjazdem życie boleśnie uświadomiło mi, że się myliłem. ;) Tak naprawdę nauczyłem się czegoś o naturze japońskiej przyjaźni dużo później, już po wyjeździe. I to nie poprzez własne doświadczenie - bardzo dużo wytłumaczył mi mój kolega, z którym studiowałem w Japonii (znawca ludzkich charakterów i świetny obserwator).

      Aczkolwiek da się zaprzyjaźnić z Japończykami. Ale nie za każdym. Trzeba poszukać, są ludzie, którzy bardzo dobrze czują się w towarzystwie gaijinów, wręcz do nich garną. To najczęściej Japończycy, którzy spędzili jakiś czas za granicą i mają trochę bardziej otwarte umysły. Mój znajomy profesor podał nam jedną cechę, której wśród japońskich kobiet powinien wypatrywać gaijin płci męskiej szukający żony ;) - znajomość przynajmniej jednego języka obcego, niekoniecznie angielskiego. To właśnie jego zdaniem świadczyło m.in o większej otwartości. Trochę zależy też od tego jakim Ty jesteś człowiekiem - ekstrawertycy mają tutaj pod górkę. ;) Ja w Japonii przyjaciółkę znalazłem, taką prawdziwą, na dobre i na złe. Tak więc da się. :)

      Usuń
  6. PS. Nawiasem mowiac, wlasnie jednym z powodow dlaczego nie mam facebooka jest to, ze nie chce byc pokemonem w czyims pokedexie (klamac w zywe oczy tez nie lubie) :P

    OdpowiedzUsuń
  7. imprezy są super :)) Świetny post :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo ciekawy wpis i super fotkiii!!!Uwielbiam kulturę japońską;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie mogę niestety wyjechać do Japonii a bardzo uwielbiam sushi, dobrze że mogę sobie pójść do sushi wesoła i zaczerpnąć choć trochę Japonii....

    OdpowiedzUsuń