niedziela, 6 października 2013

Crazy Obaa-chan - first encounter

W Japonii występuje specjalny rodzaj NPCa, służący do uzupełniania ekwipunku - tak zwany crazy Obaa-chan, czyli szurnięta babcia. Charakteryzuje się skłonnością do obsypywania krępująco drogimi podarunkami i aktywuje na widok odpowiednio gajdzińskiej dziewczyny. Im więcej gajdzińskich cech tym więcej odblokowanych opcji - jasna karnacja, piegi i zielone oczy najwyraźniej działają całkiem nieźle. A teraz do rzeczy.
Znalazłam póki co jeden sklep ze sprzętami herbacianymi. Za każdym razem, kiedy przejeżdzałam obok - zamknięty. Dzisiaj, kiedy znowu odbiłam się od zamkniętych drzwi i po kilku minutach wpatrywania się ze smutną miną w dogu (sprzęty herbaciane) za szybą już miałam dać za wygraną, wpadłam na drobną staruszkę - jak się okazało właścicielkę sklepu. Staruszka (nieprzestraszona tym, że prawie ją przewróciłam przed jej własnym sklepem) zaprosiła mnie do środka i szybko okazała się być klasycznym Obaa-chanem.
Sklep herbaciany (poza przyjemnością obejrzenia mnóstwa pięknych rzeczy, na które mnie nie stać) był mi potrzebny głównie po to, żeby kupić wachlarz, bo mój udało mi się zostawić w Polsce. Pytanie, czy można tutaj kupić wachlarz do herbaty, sprowokowało szybki trucht na zaplecze. Chwilę potem zostałam obdarowana trzema ślicznymi, używanymi wachlarzami ("Wybierz sobie, który ci się podoba. Albo nie! Weź sobie wszystkie!"). Z zaplecza zostało też przyniesione całe naręcze chakinów, płóciennych ściereczek do czyszczenia czarki ("Używane, ale do ćwiczeń będą w sam raz, bierz, bierz, bo inaczej się zmarnują!"). Po chwili bardzo miłej rozmowy dowiedziałam się też, że babcia zamierza niedługo zlikwidować sklep i że mogę sobie wyobrać co chcę, za pół ceny. Ostatecznie z połowy ceny (bez aktywnego udziału z mojej strony, najwyraźniej opcja targowania się u Obaa-chanów działa automatycznie) zrobiła się jedna trzecia, a ja mam już moją czerwoną fukusę, czyli jedwabną chustę do czyszczenia dogu. Która, notabene, bez zniżki kosztowałaby prawie tyle co rower.

Chyba już wiem, do kogo pójdzie najładniejszy zestaw szydełkowych serwetek, które przywiozłam tu specjalnie na wymiany prezentów...

Obiecałam, że w przyszłym tygodniu też odwiedzę sklepik. A mój świeżo nabyty Obaa-chan wspominał coś o tym, że w domu ma sporo niepotrzebnych czarek do herbaty... Jakieś kami mnie kocha!


6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Nieźle, Twój japoński się poprawił od kiedy się ostatnio widzieliśmy ;) Taki jest plan przy następnej wizycie, tym razem byłam zbyt zszokowana rozwojem sytuacji, żeby pamiętać o zdjęciach :D

      Usuń
  2. Są wspaniałe, prawda?
    Ja z kolei chcę się zapytać, czy chciałabyś poznać innego Obachana. Oprowadzałam ostatnio po stolicy pewną starszą parę z Osaki, też z gatunku takich, i gotowych przygarnąć wszystkich ryuugakusejów do serca (z tych, co zgarniają autostopowiczów z ulicy, karmią okonomiyaki i nocują u siebie). Zapraszają do Osaki ( i wycieczki po Kioto... ), babcia zajmuje się herbatą, a w Kumamoto ma swóją serdeczną przyjaciółkę z japońskim instynktem opiekuńczym (sewayaki, one wszystkie są sewayaki...) . Jak chcesz, to mów, im więcej znajomości tym więcej dougu xD

    Ale ostrzegam, że jeśli dasz tej swojej babci zestaw serwetek, to się bardzo ucieszy, będzie się czuła strasznie zobowiązana i już zostanie Twoją babcią na amen.

    Jakbyś potrzebowała więcej prezentów też daj znać :D coś wymyślimy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, pewnie, bardzo chetnie poznam kolejnego Obaachana. Czekam na jakis kontakt! (Erai, ne? ^^) A prezentow mi chyba wystarczy, poza serwetkami pol walizki zajela mi cermika z Boleslawca :D

      Usuń
  3. XD Ha!
    Niesamowici są Ci ludzie. Uprzejmość i hojność jak na dalekim południu Polski do kwadratu. I pomyśleć, że to dopiero początek scenariusza... :]

    OdpowiedzUsuń