Ten wpis nie będzie o Japonii. Tym razem piszę, żeby podzielić się moją radością, wynikającą z faktu, że żyję w czasach, w których 13.000 kilometrów nie jest przeszkodą nie do pokonania. Właśnie wróciłam ze ślubu Włodiego i Julii! Dobra, obraz był mniej lub bardziej rozpikselowany, organy robiły krzywdę uszom a kazania właściwie nie słyszałam - ale co z tego. Byłam, widziałam, złożyłam życzenia i czuję się zajebiście z tego powodu.
 |
Przygotowania ukończone i wszystko działa - foka dla Zeda i Andrzeja ;) |
 |
Miałam idealne miejsce, wszystko było widać. |
 |
A na problemy z dźwiękiem byłam przygotowana :P
Teraz parę godzin przerwy i wesele. U mnie będzie akurat koło trzeciej, czyli jeszcze całkiem kulturalnie. Zobaczymy jak się tańczy przez skype'a ;)
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz